środa, 1 maja 2024

Królowie Los Santos - Rozdział 2

      Obudziłem się w łóżku w jednym z domów na wzgórzach Vinewood. Przy biurku siedział odwrócony tyłem blondyn.
- Gdzie ja jestem? Kim jesteś? – zapytałem faceta przy biurku.
Wstał od biurka i podszedł do mnie.
- Anthony Kowalski. Jestem tym zaufanym lekarzem Johnny’ego Burnetta. – odpowiedział blondyn z polskim akcentem.
- To do ciebie mnie przywiózł? Jak długo byłem nie przytomny? – zapytałem zaciekawiony.
- Miesiąc. Po operacji utrzymywałem cię w śpiączce farmakologicznej.
Zatkało mnie. Nie mogłem wydusić z siebie ani jednego słowa. Uciekł mi cały miesiąc.
 - Zadzwonię do Johnny’ego i powiem mu, że już się obudziłeś. – powiedział lekarz.
Wziął z biurka najnowszy telefon iFruit, wybrał numer Johna i przełączył rozmowę na głośnik. Po chwili ktoś odebrał.
- Cześć Tony. Właśnie miałem dzwonić do ciebie w sprawie tego Rdzennego Amerykanina. Co z nim? – zapytał John.
- Niedawno się obudził. Wypytuje o ciebie. – odpowiedział lekarz.
- Cześć John. Jeszcze raz wielkie dzięki za ratunek. Bark mnie boli tylko wtedy, gdy ruszam ręką. – powiedziałem do swojego wybawcy.
- Poleżysz u Tony’ego jeszcze dwa tygodnie. Potem możesz wrócić do domu. Ale przez kolejny miesiąc będzie do Ciebie przychodziła pielęgniarka, którą zatrudniłem. Musisz wrócić do formy. Taki postrzał to poważna sprawa. – odpowiedział John.
- Tom. Kula zerwała mięsień kapturowy. Poskładałem cię, ale rehabilitacja będzie konieczna. – dodał Tony.
- Jak długo będę musiał się leczyć, zanim wrócę do pełnej sprawności? – zapytałem.
- Może być tak, że twoje ramię, nigdy nie wróci do poprzedniego stanu. Ale jeśli będziesz dużo pływał, to możliwe, że za rok wrócisz do pełnej formy.
- Za rok?! A za co mam żyć?! Ten skok na kasyno miał mnie ustawić na długie lata! A teraz gdy Camilus i Olivia mnie zdradzili, to jedyne co mam to mieszkanie w Del Perro Hights i zaległe rachunki do zapłacenia! – wykrzyczałem to lekarzowi prosto w twarz.
  - O to się nie martw. Zapłacisz rachunki z wypłaty ode mnie. Popracujesz w moim salonie gier na Del Perro. To niedaleko twojego mieszkania. – spokojnie odpowiedział John. – To ten salon na przeciwko Ammu-Nation.
        Minęły dwa długie tygodnie w domu Tony’ego, gdzie zajmowała się mną bardzo miła i profesjonalna pielęgniarka Julia.
Ostatniego dnia pobytu u Tony’ego Kowalskiego wypiłem z nim butelkę whisky i na prawdę się polubiliśmy, mimo że na początku byłem trudnym pacjentem.
       W dniu powrotu, sam John przyjechał po mnie do Tony’ego.
- Cześć Tom. Czy jesteś gotowy na powrót do żywych? – zapytał mnie.
- A jak myślisz? Jestem tu już dwa miesiące. Jeszcze trochę, a wyląduję w Parsons na odwyku. Jem vicodin jak cukierki. – odpowiedziałem solidnie wkurzony. – Bez tego bark mnie tak boli, że mam ochotę umrzeć, żeby to już się skończyło.
- Dlatego przepisuję ci ketoprofen. Bierz tylko wtedy, gdy ból będzie na prawdę silny. I oczywiście nie pij alkoholu. Ale zalecam dwa razy dziennie przyjmować marihuanę. Jest dużo sklepów konopnych na mieście. Ale ja polecam Smoke on the water. Jest przy Vespucci Beach. – powiedział Tony.
- Tom. Zawiozę cię tam od razu. Chociaż równie dobrze mogę polecić, żeby moi ludzie przywieźli ci tyle gandzi ile potrafisz wypalić, albo zwaporyzować. Bo to ja zaopatruję Smoke. – powiedział John.
- A masz teraz trochę tej swojej gandzi? – zapytałem z zaciekawieniem.
- No jasne, że mam. – powiedział John i wyjąl z kieszeni gotowego jointa.
Wyszliśmy przed dom Tony’ego i wszyscy zapaliliśmy. Była to najlepsza marihuana jaką w życiu paliłem.

niedziela, 24 lipca 2022

Królowie Los Santos - Rozdział 1

         Działo się to w tydzień po moich urodzinach, gdzie na imprezie w klubie ze striptizem Vanilla Unicorn, poznałem dwoje młodych ludzi. Byli oni emigrantami z Polski. Dlatego szybko znalazłem z nimi wspólny temat, ponieważ moja matka jest Polką. Ojca nigdy nie poznałem, chociaż wiem, że to Rdzenny Amerykanin z plemienia Wapiti, z Kanady. Nie miałem pracy i szukałem szybkiego zarobku. Dlatego zgodziłem się wziąć udział w napadzie na kasyno. Siedziałem z nimi w Rancherze XL. Ruszyliśmy w stronę kasyna z dzielnicy La Mesa. Po niedługiej chwili byliśmy pod lobby pracowniczym kasyna Diamond odziani w czarne kombinezony i w kominiarkach. Camillus i Olivia unieruchomili kamery taserem. Po chwili byliśmy w środku kasyna.
- Na mój znak, strzelasz w skrzynkę przy bramce. Wtedy my wchodzimy i rozwalamy strażników. – powiedział Camillus.
Wycelowałem z tasera w skrzynkę i strzeliłem na jego znak. Wtedy on i Olivia przeszli przez bramki i zastrzelili ochroniarzy. W tym czasie, ja unieszkodliwiłem kolejną kamerę. Przeszliśmy korytarzem do pokoju ochrony. Tam Olivia bez skrupułów zastrzeliła kolejnego strażnika. Wiedział na co się piszę, ale ich brutalność mnie zszokowała. Jednak nie dałem tego po sobie poznać.
- Tu masz wejście do małego skarbca. Gdy otworzę drzwi, to wtedy szybko wchodzisz i zgarniasz kasę. My w tym czasie schodzimy na dół, likwidujemy kolejnego strażnika i kamerę. W tym sejfie jest przycisk, więc bez problemów otworzysz sobie drzwi.
Gdy Olivia otworzyła drzwi sejfu, szybko pobiegłem zbierać gotówkę. Torba po chwili zapełniła się banknotami.
Zszedłem po schodach na dół, gdzie czekali moi wspólnicy. Kierowaliśmy się w stronę sklarbca. Camillus i Olivia likwidowali strażników i kamery.
W końcu stanęliśmy przed drzwiami skarbca. Gdy oni rozwiercali zamki, ja stałem na czatach. Po chwili weszliśmy do skarbca i zaczęliśmy zbierać gotówkę. Na 30 sekund przed końcem czasu wyznaczonego przez naszego hakera, skończyliśmy zbierać pieniądze.
Udaliśmy się z powrotem do wejścia pracowniczego. Ponownie wyłączałem kamery taserem.
Gdy wyszliśmy przez lobby pracownicze, od razu przeskoczyliśmy przez płot na tor wyścigowy. Tamtędy pobiegliśmy w stronę ulicy. Olivia zatrzymała i ukradła innego SUV-a, Ballera. Włożyłem torbę z pieniędzmi do bagażnika.
Nagle poczułem uderzenie, jakby młotem w lewy bark. Upadłem na ulicę. Odwróciłem się na plecy. Nade mną stał Camillus i celował do mnie z pistoletu. Upadłem. Ledwo mogłem się ruszać. Zacząłem się czołgać w kierunku mostu.
- Tomo. Chyba nie myślałeś, że podzielimy się hajsem z jakimś żółtodziobem? – powiedziała Olivia, wsiadając do niedawno ukradzionego samochodu.
          Nagle od strony skateparku nadjechało czarne Grotti Carbonizare. Wysiadł z niego mężczyzna odziany w czarną skórzaną kurtkę ze skróconym pistoletem maszynowym MP5 w rękach. Strzelił w kierunku odjeżdżających Camillusa i Olivii. Jednak ich nie trafił.
- Chyba przydała by ci się pomoc. – powiedział odziany w czerń mężczyzna.
- A jak myślisz? Sam widziałeś co się stało! Dostałem kulkę od swojego wspólnika! – krzyknąłem. – Jak ma na imię mój wybawca?
- John. John Michael Burnett. – odpowiedział odziany w czarną kurtkę dobrze zbudowany mężczyzna o koziej bródce.
- Thomas Gavos. Ale mówią na mnie Tomoden. – odrzekłem, gdy mój wybawca pomógł mi wstać i wsiąść do swojego pięknego samochodu.
- Uciskaj ranę. W ten sposób nie wykrwawisz się, zanim dojedziemy do mojego zaufanego lekarza. – powiedział John.
         Gdy dotknąłem koszulką ranę, moje ciało przeszył potworny ból. Zacząłem krzyczeć i pospieszać mojego wybawcę. Pędziliśmy przez ulicę Wschodniego Vinewood. Chwilę później John wziął do ręki najnowszy model smartfona iFruit i wybrał numer.
- Tony. Tu John. Mam dla ciebie klienta do szycia. Dostał kulkę w bark. Jego stan jest stabilny. Już jedziemy.
      Pociemniało mi przed oczami i straciłem  przytomność.

czwartek, 10 lutego 2022

Mroczny Chaos - Rozdział 1

     Było to ciepłego wieczora na planecie – mieście Coruscant. Młody, niedawno pasowany na rycerza, Tomoden Gavros, siedział w bibliotece w świątyni Jedi. Przez cały dzień studiował księgę o starożytnych Jedi, z czasów Wojen Mandaloriańskich. Razem z nim w bibliotece byli między innymi: Jocasta Nu – bibliotekarka Jedi, młody padawan Pat Kolar i mistrz Jedi Folkien Cabar.
Tego wieczora Tomoden poczuł wielkie zakłócenia w Mocy.
- Mistrzu Cabar. Też poczułeś te zakłócenia? – zapytał Tomoden.
- Tak, Tomo. Musiało wydarzyć się coś strasznego. – odrzekł Folkien Cabar.
Wtedy z korytarza dobiegły ich odgłosy walki.
- Uciekajcie! Ja ich zatrzymam! – krzyknęła Jocasta Nu. – Niedaleko jest wejście do kanałów. Tamtędy się uratujecie.
Do biblioteki wbiegł jeden z padawanów.
- Uciekajcie! Jest ich zbyt wielu! – krzyknął i po chwili padł martwy pod blasterowymi wiązkami z karabinów klonów.
Tomoden, Pat i Folkien, pobiegli do korytarza, który prowadził do wejścia do kanałów. Jednak ten korytarz został odcięty. Klony zaczęły do nich strzelać z karabinów blasterowych. Mistrz Cabar bez problemu odbił wszystkie wiązki blasterowe. Jednak Pat Kolar, nie był tak wytrenowany, i został ranny w nogę. Tomodenowi najpierw udało się odbić trzy wiązki wystrzelone w jego kierunku, jednak dostał postrzał w ramię. Mistrz Cabar, z całej siły odepchnął Mocą klony, a potem podbiegł do Pata, który upadł na podłogę. Wziął na ręce rannego padawana i krzyknął do Tomodena.
- Tomo! Musisz nas osłaniać. Za chwilę wydostaniemy się stąd.
- A co z resztą?! Musimy im pomóc! – zaprotestował Tomoden.
- Większość z nich i tak już nie żyje. Uciekajmy stąd! Jest czas na walkę, i jest czas na ucieczkę! – krzyknął Folkien Cabar.
Tomoden dobił leżącego na podłodze klona i ruszył za mistrzem i padawanem.
Wskoczyli do kanału. Cały czas dobiegały ich odgłosy walki ze świątyni. Przedzierali się korytarzami, aż w końcu ujrzeli wyjście.
Gdy wyszli z kanałów, stanęła przed nimi kobieta odziana w zbroję mandaloriańską.
Wycelowała do nich z karabinu blasterowego E-11.
- Stać zdradzieccy Jedi! Dużo zapłacą mi za trzech Jedi.
- Parvina Maal! Ty podła szmato! Dla kogo pracujesz?! – krzyknął Folkien Cabar.
Łowczyni nagród nie odpowiedziała, tylko strzeliła z blastera. Jednak Tomoden nie widział dziury po wiązce z blastera. Musiała przełączyć karabin na ogłuszanie.
Po chwili Pat i Tomoden również zostali ogłuszeni.

niedziela, 1 sierpnia 2021

Dziedzictwo Mroku - Rozdział 13

      Tom siedział na sofie w salonie totalnie zaskoczony.
- Tato. Możesz powtórzyć to jeszcze raz? – zapytał.
- Jesteśmy potomkami Salazara Slytherina. – powiedział Ian. – A moja przodkini założyła szkołę Ilvermorny w Stanach Zjednoczonych. Zaraz po Nowym roku wyruszam na poszukiwanie różdżki Salazara Slytherina. To właśnie tą różdżkę Izolda ukradła swojej ciotce Gormlaith Gaunt, gdy uciekła do Stanów Zjednoczonych. Już kontaktowałem się Furnellem Popem, dyrektorem Ilvermorny.
- Czyli ja jestem pierwszym potomkiem Slytherina, który trafił do innego domu? – zapytał Tom.
- Na to wygląda Tom. Ale nie rozpowiadaj w szkole, że jesteś dziedzicem Slytherina. Muszę utrzymać swoją misję w tajemnicy przed Ministerstwem Magii. Jeśli Kingsley Shacklebolt się o tym dowie, to pośle mnie od razu do Azkabanu. Bo przecież Voldemort też był dziedzicem Slytherina. Poza tym w młodości sam byłem Śmierciożercą. – powiedział Ian. – Jim, Seth. Was też to dotyczy. Nie mówcie nikomu, że jesteśmy dziedzicami Slytherina. To też oznacza, że jesteśmy węzouści.
- A co to znaczy? – zapytał Seth.
- To znaczy, że możemy rozmawiać z wężami. – odpowiedział Tom.
     Po chwili otworzyły się drzwi wejściowe i stanęło w nich dwóch mężczyzn. Jeden z nich był wysoki i miał włosy barwy miodu. Drugi był niskim brunetem.
- W końcu Cię znalazłem Ian! Zdradziłeś nas! – krzyknął niski.
- Zabij mnie, a ich oszczędź! – krzyknął Ian.
- Nie masz pojęcia kim jesteśmy! – krzyknął Jim.
- Jim. Nic mu nie mów! – Ian krzyknął do syna. – Matt. Zabij tylko mnie!
- Avada Kedavra! – krzyknął niski brunet.
Błysnęło zielone światło i Ian upadł na podłogę. Chwilę później wysoki brunet rzucił nożem w kierunku Abi.
Siostra Toma, zdołała zrobić unik. Jednak po chwili na jej twarzy pojawiła się krew.
Tom był zupełnie zaskoczony obrotem spraw. Patrzył na ojca i siostrę.
- Tom! Uciekaj! – krzyknęła Anna.
- Mamo. Nie zostawię was. – odpowiedział Tom. – Expeliarmus!
Z różdżki Toma wystrzelił czerwony promień. W tym samym czasie brunet imieniem Matt krzyknął Avada Kedavra.
Promienie z różdżek złączyły się.
Nagle z pomiędzy różdżek wystrzeliło białe światło i zaczęły pojawiać się zjawy.
Na samym końcu pojawił się duch Iana.
- Tommy. Uciekajcie z Londynu. Zabierzcie moje ciało do Manchesteru. Potem musicie zdobyć różdżkę Salazara Slytherina. Tylko tak uda wam pokonać Matta Lindena. – powiedział duch Iana.
Tom przerwał połączenie między różdżkami.
- Mamo. Uciekajmy stąd. Wszyscy razem! Zabierzmy stąd tatę.
Sobiescy szybko podbiegli do ciała Iana i chwycił mamę za rękę.
Po chwili Tom poczuł pociągnięcie w okolicach pępka i pochłonęła otchłań. Chwilę później wylądowali na klifach w Dover.

czwartek, 4 marca 2021

Dziedzictwo Mroku - Rozdział 12

         Minęło 7 tygodni od Halloween, i zbliżały się święta Bożego Narodzenia. Na tydzień przed przerwą świąteczną, profesor Flitwick ubierał ogromną choinkę w Wielkiej Sali.

Dwa dni później, Tom siedział w przedziale pociągu z Alanem, Benem, Sebem, Jimem i babcią, w drodze do Londynu.

Po ośmiu godzinach podróży, wysiadł na stacji King’s Cross, na peronie 9 ¾, gdzie czekała na niego mama.

- Alan, Ben, Seb. Do zobaczenia po świętach. Napiszcie co dostaliście pod choinkę. – powiedział Tom do przyjaciół.

- Na pewno napiszę – zapewnił go Alan. – Wyglądaj mojej sowy.

     Tom pożegnał się z resztą przyjaciół i podszedł do przyrodniego brata.

- Jim. Do zobaczenia na świątecznym śniadaniu u mnie.

- Póki co wracam do domu do Manchesteru. Ale będziemy na śniadaniu.

- Mój dom jest podłączony do sieci Fiu, więc spokojnie możecie dotrzeć w ten sposób. – powiedział Tom do Jima.

       Tom przywitał się z mamą i z siostrą, a babcia przytuliła swoją córkę.

   - Dawno Cię nie widziałam Aniu. – powiedziała Dana po polsku do córki.

Siostra Toma, Abi była od niego niższa i miała długie blond włosy. Była młodsza od niego o 5 lat.

    Tom, Abi, jego mama i babcia poszli do metra i pojechali do domu przy Ealing Road.

Następnego dnia Tom ubierał choinkę razem z mamą, babcią i siostrą.

Do świąt Bożego Narodzenia zostały dwa dni. Babcia Toma piekła pierniczki, a Tom i Abi później ozdabiali je lukrem.

W końcu nastał 24-ty grudnia.

Tego dnia każdy w domu pomagał w przygotowaniach do wieczerzy wigilijnej.

    Wieczorem zasiedli do stołu. Był pieczony szczupak, kutia, pierogi z kapustą i grzybami, których Tom nie lubił.

Na stole były też ciasta. Makowiec, piernik, sernik, a także tarta z jabłkami.

Po kolacji Tom zabrał się za otwieranie prezentów. Od mamy dostał nowy strój do quidditcha w barwach Ravenclawu, a od babci książkę o różdżkach.

Następnego dnia, z samego rana w kominku w domu Toma, buchnął zielony ogień i pojawili się Jim, Ian i czarnowłosy wysoki chłopak.

- Część Tom. To mój brat Seth. – powiedział Jim.

- Część Seth. Jestem Tom. – przedstawił się. – Kiedy idziesz do Hogwartu?

- Za rok. Już nie mogę się doczekać. – odpowiedział Seth.

- Część tato. Już się nie ukrywasz? – zapytał Tom ojca.

- Uniewinnili mnie. Przecież byłem pod wpływem klątwy Imperius. – odparł Ian.

       Wszyscy podeszli do stołu, na którym leżały dwie pieczone kaczki, pieczeń wieprzowa, a w dzbanku był kompot z suszonych owoców. W misce leżały pieczone ziemniaki.

Wszyscy zasiedli do stołu i zaczęli jeść. Następnie Tom znowu poszedł pod choinkę i zaczął rozpakować prezenty od ojca i przyrodnich braci.

Od ojca dostał oprawione w ramkę zdjęcie z autografem Ginny Weasley, grającej w Harpiach z Holyhead. Od Setha dostał szalik i czapkę z herbem Hapii z Holyhead. A od Jima dostał bilet na mecz Manchester United – Chelsea FC i piłkę futbolową.

Abi dostała sweter i szalik od Iana.

  - Czas bym powiedział wam o tym, co pisałem w liście. – powiedział Ian.

Wszyscy rozsiedli się na kanapie i w fotelach.

- No to mów tato. Czekam na to od Halloween. – powiedział Tom.

- Prześledziłem drzewo genealogiczne mojej rodziny. I dowiedziałem się, że jesteśmy spokrewnieni z Izoldą Sayre, która założyła razem z mężem mugolem szkołę Ilvermorny w Massachusetts. Izolda była spokrewniona z Salazarem Slytherinem. Teraz już wiem dlaczego wszyscy w mojej rodzinie byli w Slytherinie. A to oznacza, że moim kuzynem był Lord Voldemort.

Zapanowało milczenie i było słychać tylko tykanie zegara. 

sobota, 27 lutego 2021

Dziedzictwo Mroku - Rozdział 11

           Minęło półtora miesiąca od pamiętnej lekcji latania. W tym czasie Tom z przyjaciółmi, uczęszczał na lekcje. Najciekawsze były zajęcia z Obrony Przed Czarną Magią i Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami. Najnudniejsze były lekcje Historii Magii z profesorem Binsem.

Zbliżała się Noc Duchów – Halloween.

Po Bitwie o Hogwart, w przeciągu roku udało się naprawić zniszczenia Wielkiej Sali, gdzie miała się odbyć uczta.

        Tego dnia, w Halloween, Tom poszedł z resztą Krukonów na śniadanie.

      Gdy Tom jadł tosty z szynką i jajkiem, nadleciała sowa. Wielki brązowy puchacz wylądował przed nim. W dziobie miał list zaadresowany do niego.

Tom wziął list i poczęstował sowę tostem.

Otworzył list i zaczął czytać.

„Drogi Tomie.

Zacząłem badać drzewo genealogiczne rodziny Green. Dotarłem do linii mojej matki z siedemnastego wieku. Wszystko wskazuje na to, że wywodzimy się od znamienitego rodu. Ale to wszystko przekażę wam w Boże Narodzenie, w waszym domu w Londynie. Wesołego Halloween.

Ian Green”

Tom szybko poszedł do stołu Ślizgonów, przy którym siedział Jim i pokazał mu list. Jego przyrodni brat przeczytał list z ogromnym zdziwieniem.

- Ciekawe co tata odkrył. Ale to nie może przebić tego, że jestem potomkiem króla Jana III Sobieskiego. – powiedział Tom.

      Po kilku godzinach, rozpoczęła się uczta z okazji Nocy Duchów.

Już na samym początku, do Wielkiej Sali wleciały wszystkie duchy opiekuńcze domów w Hogwarcie.

Gdy wszyscy uczniowie i nauczyciele, zasiedli do stołów, nagle pojawiło się na nich różnorakie jedzenie i napoje.

Nad głowami uczniów unosiły się dyniowe lampiony.

Duchy zaczęły latać nad stołami.

Tom zauważył, że brakuje ducha Gryffindoru – Sir Nicolasa, zwanego Prawie Bezgłowym Nickiem. Podszedł do Alana, który siedział przy stole Gryfonów.

- Alan. A gdzie jest Prawie Bezgłowy Nick? Zawsze był przy waszym stole.

- Dzisiaj jest 507-ma rocznica jego śmierci. I znowu odrzucili jego podanie od dołączenie do Polowania Bez Głów. Przynajmniej tak mówił nasz prefekt. – odpowiedział Alan.

Resztę wieczoru Tom spędził przy stole Krukonów, zajadając się pieczonym kurczakiem, a następnie babeczkami.


Dziedzictwo Mroku - Rozdział 10

   Tom, Ben, Sebastian i reszta pierwszoroczniaków, udali się na błonia, na lekcję latania na miotle. Tom dumnie trzymał swoją miotłę Błyskawica, a na głowie miał czapkę pilotkę od Alana.
Lekcję latania na miotle odbywały się tylko na pierwszym roku w Hogwarcie. W kolejnych latach, zawodnicy qudditcha, trenowali już samodzielnie z drużyną swojego domu.
Gdy dotarli na miejsce, powitała ich pani Hooch.
- Witam was na pierwszej lekcji latania. Stańcie obok miotły. Wyciągnijcie rękę i powiedzcie „Do mnie!”
- Do mnie! – krzyknął Tom, i jego Błyskawica, natychmiast podskoczyła, wprost do jego dłoni.
- A teraz dosiądźcie mioteł i odepchnijcie się nogami od ziemi. Polećcie do przodu i wylądujcie.
Tom wykonał polecenie i po chwili unosił się w powietrzu. Pochylił się do przodu i nagle wystrzelił jak strzała. Wyhamował w ostatniej chwili, mało nie uderzając w mury zamku. Obejrzał się za siebie i zauważył, że jedna Krukonka, nie może opanować miotły w locie. Zawrócił i szybko poleciał w jej stronę. Okazało się, że to była Niki Brown. Do ziemi było dobre 12 stóp.
Tom poleciał najszybciej jak mógł w stronę Niki. Wyrównał lot, tak jak uczył go ojciec.
- Chwyć mnie za rękę! – krzyknął Tom. Jednak Niki była za bardzo przerażona i nie dotarły do niej słowa Toma.
Zawrócił i trzymając się miotły jedną ręką, podleciał do Niki od przodu.  Drugą ręką chwycił ją za rękę i powoli zaczął obniżać lot. Gdy wylądowali, Niki miała łzy w oczach.
- Dzięki Tom. Byłam pewna, że spadnę z miotły! – krzyknęła i pocałowała go na oczach całej klasy.
     Chwilę później na błonia przyszli profesor Flitwick i Madame Hooch
- Panie Sobieski! To było imponujące! – krzyknął profesor Flitwick– 50 punktów dla Ravenclawu za uratowanie panny Brown. 

- Filiusie. Myślę, że 50 punktów dla Ravenclawu, to za mała nagroda dla pana Sobieskiego. Dzięki niezwykłemu refleksowi, zasługuje na grę w reprezentacji Ravenclawu w quidditcha. – powiedziała Madame Hooch. – Będziesz wyśmienitym obrońcą Tom.
   I tak oto, Tom dostał kolejny prezent urodzinowy. Miał zostać obrońcą drużyny Ravenclawu.