sobota, 27 lutego 2021

Dziedzictwo Mroku - Rozdział 6

    Tom, Ben i Alan, wrócili do swojego przedziału. Chwilę później przyszedł profesor Longbottom. I dał wszystkim czekoladę.
- Zjedzcie to. Pomoże wam. Czekolada poprawia nastrój po ataku dementora. Nauczył mnie tego jeden z Huncwotów – Remus Lupin. 
- A co się z nim stało? – zapytał Tom.
- Zginął w Bitwie o Hogwart, razem ze swoją żoną Nimfadorą. Mieli syna Teddy'ego. 
- A kim byli Huncwoci? – zapytał Alan.
Neville zaczął opowiadać historię grupy czterech przyjaciół z Gryffindoru. Na słuchaniu tej opowieści, spędzili resztę podróży. 
    Było już kompletnie ciemno, gdy pociąg zatrzymał się na stacji w Hogsmeade. Wszyscy uczniowie wyszli na peron, gdzie czekał już Rubeus Hagrid – gajowy, strażnik kluczy i nauczyciel Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami. 
- Piewszoroczniacy, proszę za mną. Reszta do powozów. – powiedział olbrzym. – Witaj Tom. Widzę, że dobrze się dogadujesz z Figonem. 
- On potrafi rozmawiać ze zwierzętami. – powiedział Alan. – Jestem Alan Palmer, profesorze Hagrid. 
- Miło mi cię poznać Alanie. A teraz szybko, bo uciekną wam łódki. – pospieszył ich Hagrid.
     Wszyscy trzej pobiegli na przystań, i weszli do ostatniej łodzi.  
W oknach Hogwartu paliły się światła. Jednak było widać zniszczenia po bitwie. Kilka wież, nadal nie zostało odbudowanych. Most nad jeziorem, nadal miał ubytki. 
Łodzie ruszyły po tafli jeziora. Płynęli około dziesięciu minut. 
Gdy w końcu dobili do przystani, Tom poczuł, że ogarnia go euforia. Nareszcie dotarł do Hogwartu. Nie mógł się doczekać, gdy zostanie przydzielony do jednego z czterech domów. 
Wysieli z łodzi i ruszyli schodami w górę, do Wielkiej Sali.
Gdy Tom wkroczył do sali wejściowej, zachwycił go ogrom zamku. Wszedł po schodach, z resztą pierwszoroczniaków. Na ich szczycie, przywitała ich profesor McGonagall.
- Witam was w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Za chwilę zostaniecie przydzieleni do jednego z czterech domów. Są nimi. Gryffindor, Ravenclaw, Hufflepuff i Slytherin. A teraz proszę za mną do Wielkiej Sali. 
Wszyscy poszli za dyrektorką. 
- Ustawcie się w kolejce. Będę wyczytywać każdego z osobna. Następnie siadacie na krześle, a ja zakładam na głowę, Tiarę Przydziału, a ona przydziela was do jednego z czterech domów. – powiedziała profesor McGonagall.
- Lat temu tysiąc żyło magów czworo.
Założyli tą szkołę by uczyć, czego się ludziom nie śniło.
Był Slytherin, który chciał nauczać tylko tych co są czystej krwi.
Na to Ravenclaw mówi, że weź tylko bystrych.
Gryffindor do nich powiedział, że nad to ceni odwagę.
Za to Hufflepuff powiedziała, że weźmie każdego. Że tolerancja, pracowitość i lojalność, są jak najbardziej w cenie.
Więc zaraz nadejdzie czas by mnie na włożyć na głowę. 
Więc teraz zakończę moją przemowę.
Zaśpiewała Tiara Przydziału i profesor McGonagall wzięła ją w ręce.
-  Alan Palmer. – wyczytała pierwszego ucznia.
Alan podszedł lekko przestraszony. Usiadł na krześle, a profesor McGonagall założyła mu tiarę na głowę.
- Hmmm. Masz serce czyste i pełne odwagi. Ale i nie brakuje ci intelektu i wielkiej ambicji. Jesteś też lojalny wobec przyjaciół i rodziny. Ale też potrafisz ciężko pracować. Gdzie by cię umieścić? – tiara zastanawiała się przez ponad trzy minuty. 
W końcu krzyknęła – Gryffindor!
- Benjamin Williams. – profesor McGonagall wyczytała kolejnego ucznia.
Ben podszedł do krzesła i usiadł na nim. A dyrektora założyła mu na głowę tiarę.  
W jego przypadku tiara nawet się nie zastanawiała i od razu krzyknęła – Ravenclaw!
- Peter White! – kolejny uczeń został wyczytany. 
Chłopak o włosach barwy miodu, usiadł na krześle. Dyrektora założyła mu na głowę tiarę.  
- Hmmm. Jest w tobie wiele odwagi. Ale jest też dużo brystrości umysłu, jak i pracowitości, lojalności i sprytu. Do którego domu cię przydzielić? – tiara rozmyślała już ponad pięć minut. – Gryffindor!
- Pierwszy raz od dwudziestu ośmiu lat mamy hatstalla. Tiara Przydziału miała duży problem, żeby cię przydzielić młodzieńcze. A teraz idź do stołu Gryfonów. – powiedziała profesor McGonagall.
W Wielkiej Sali rozbrzmiały rozmowy uczniów. Każdy rozmawiał, o tym co się właśnie stało.
- James Green. – profesor McGonagall wyczytała jeszcze jednego ucznia.
Toma bardzo zainteresowało kim on jest. Mimo, że nazwisko Green jest popularne w Anglii, równie jak Smith.
Do krzesła podszedł czarnowłosy chłopak o lekko zadartym nosie. Uwagę Toma, przykuły jednak jego oczy. Ciemnobrązowe, wchodzące w zieleń, z jasnymi obwódkami. Widział takie oczy, codziennie przez ostatni rok. Te oczy były zupełnie jak u jego ojca Iana. 
Chłopak usiadł na krześle, a profesor McGonagall, założyła mu Tiarę Przydziału.
- Hmmm. Kolejny Green. Doskonale wiem gdzie cię umieścić. – powiedziała. – Slytherin! 
Na chwilę spojrzenia Toma i Jamesa się spotkały. Mina Greena, diametralnie się zmieniła. Na jego twarzy pojawiło się kompletne zaskoczenie. Dopiero po chwili dołączył do Ślizgonów przy ich stole.
- Thomas Sobieski. – profesor McGonagall wyczytała Toma. 
Podszedł do krzesła. Miał nogi jak z waty. Usiadł wygodnie, a dyrektora założyła mu na głowę Tiarę Przydziału.
- Hmmm. To ciekawe. Jesteś pracowity, lojalny, a za razem bardzo ambitny. Masz też zadatki na wielkiego uczonego. – powiedziała tiara, po czym myślała bardzo długo.
Tom stracił poczucie czasu, siedząc na krześle z tiarą na głowie. Myślał, co się stanie, jeśli nie wybiorą go do żadnego domu. 
Wśród uczniów i nauczycieli rozległy się szepty. 
Profesor McGonagall podeszła do Toma, chcąc zdjąć Tiarę Przydziału i ją sprawdzić. Jednak dokładnie wtedy, ten stary kapelusz krzyknął - Ravenclaw!
Wszystko było jasne. Tom został Krukonem. Jednak zastanawiało go, dlaczego tiara, tak długo zastanawiałam się na jego przedziałem. 
- Mamy drugiego hatstalla! Tym razem, Tiara Przydziału przeszła samą siebie. Dwadzieścia minut! Mamy najdłużej oczekującego hatstalla w tym wieku. – krzyknęła profesor McGonagall. – Na pewno zostaniesz kimś wielkim. 
Tom dołączył do Bena Wiliamsa przy stole Ravenclawu.
      Po chwili do Toma podszedł, nie kto inny jak James Green.
- Cześć. Jestem James. James Green. Zauważyłem szlachetny, zielony błysk Greenów, w twoich oczach. 
- Ja jestem Tom Sobieski. Znam tylko rodzinę po stronie mamy. Wiem, że jesteśmy starym szlacheckim rodem. Jeden z moich przodków, był królem Polski. Jan III Sobieski. Pokonał Turków pod Wiedniem. Możliwe, że jesteśmy spokrewnieni.
- Na pewno jesteśmy. Mój ojciec Ian, opowiadał mi o tym jak się ukrywał i jak poznał twoją matkę. 
- A co z twoją matką? – zapytał Tom.
- Niestety nie miałem okazji jej poznać. Zmarła przy porodzie. 
- A dlaczego nie mieszkasz z ojcem? 
- Mieszkam u dziadków. W Manchesterze. Od zawsze tam mieszkam. Nawet kibicuję mugolskiej drużynie Manchester United. Przyjdźcie do nas na Boże Narodzenie. Rano wyślę sowę do babci.  – powiedział James.  - I mów mi Jim. W końcu jesteśmy braćmi. 
Obydwaj się roześmiali. Mimo, że trafili do domów, które nie darzą się sympatią, to widać było, że się polubili.
James wrócił na swoje miejsce przy stole Ślizgonów, a Tom zagadał do Bena.
- Ben. Nawet się nie spodziewałem, że spotkam tu swojego brata. Co prawda przyrodniego, ale brata.
- Ja mam młodszego o rok brata. Już w wieku trzech lat, wykazywał zdolności magiczne. Na pewno za rok dołączyli do nas. 
       Gdy Ceremonia Przydziału, dobiegła końca, przemówiła profesor McGonagall. 
- Półtora roku temu, zakończyła się Druga Wojna Czarodziejów. Wielu zginęło. Ale teraz mamy względny spokój. Musimy ten pokój utrzymać. Pragnę też wam przedstawić nowego nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią. Oto Dana Sobieski. Wspaniała czarownica z Polski, a także wytwórca różdżek. 
- Babcia?! Dlaczego nie mówiłaś, że masz tu pracować?! – krzyknął Tom po polsku, na całą Wielką Salę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz