sobota, 27 lutego 2021

Dziedzictwo Mroku - Rozdział 11

           Minęło półtora miesiąca od pamiętnej lekcji latania. W tym czasie Tom z przyjaciółmi, uczęszczał na lekcje. Najciekawsze były zajęcia z Obrony Przed Czarną Magią i Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami. Najnudniejsze były lekcje Historii Magii z profesorem Binsem.

Zbliżała się Noc Duchów – Halloween.

Po Bitwie o Hogwart, w przeciągu roku udało się naprawić zniszczenia Wielkiej Sali, gdzie miała się odbyć uczta.

        Tego dnia, w Halloween, Tom poszedł z resztą Krukonów na śniadanie.

      Gdy Tom jadł tosty z szynką i jajkiem, nadleciała sowa. Wielki brązowy puchacz wylądował przed nim. W dziobie miał list zaadresowany do niego.

Tom wziął list i poczęstował sowę tostem.

Otworzył list i zaczął czytać.

„Drogi Tomie.

Zacząłem badać drzewo genealogiczne rodziny Green. Dotarłem do linii mojej matki z siedemnastego wieku. Wszystko wskazuje na to, że wywodzimy się od znamienitego rodu. Ale to wszystko przekażę wam w Boże Narodzenie, w waszym domu w Londynie. Wesołego Halloween.

Ian Green”

Tom szybko poszedł do stołu Ślizgonów, przy którym siedział Jim i pokazał mu list. Jego przyrodni brat przeczytał list z ogromnym zdziwieniem.

- Ciekawe co tata odkrył. Ale to nie może przebić tego, że jestem potomkiem króla Jana III Sobieskiego. – powiedział Tom.

      Po kilku godzinach, rozpoczęła się uczta z okazji Nocy Duchów.

Już na samym początku, do Wielkiej Sali wleciały wszystkie duchy opiekuńcze domów w Hogwarcie.

Gdy wszyscy uczniowie i nauczyciele, zasiedli do stołów, nagle pojawiło się na nich różnorakie jedzenie i napoje.

Nad głowami uczniów unosiły się dyniowe lampiony.

Duchy zaczęły latać nad stołami.

Tom zauważył, że brakuje ducha Gryffindoru – Sir Nicolasa, zwanego Prawie Bezgłowym Nickiem. Podszedł do Alana, który siedział przy stole Gryfonów.

- Alan. A gdzie jest Prawie Bezgłowy Nick? Zawsze był przy waszym stole.

- Dzisiaj jest 507-ma rocznica jego śmierci. I znowu odrzucili jego podanie od dołączenie do Polowania Bez Głów. Przynajmniej tak mówił nasz prefekt. – odpowiedział Alan.

Resztę wieczoru Tom spędził przy stole Krukonów, zajadając się pieczonym kurczakiem, a następnie babeczkami.


Dziedzictwo Mroku - Rozdział 10

   Tom, Ben, Sebastian i reszta pierwszoroczniaków, udali się na błonia, na lekcję latania na miotle. Tom dumnie trzymał swoją miotłę Błyskawica, a na głowie miał czapkę pilotkę od Alana.
Lekcję latania na miotle odbywały się tylko na pierwszym roku w Hogwarcie. W kolejnych latach, zawodnicy qudditcha, trenowali już samodzielnie z drużyną swojego domu.
Gdy dotarli na miejsce, powitała ich pani Hooch.
- Witam was na pierwszej lekcji latania. Stańcie obok miotły. Wyciągnijcie rękę i powiedzcie „Do mnie!”
- Do mnie! – krzyknął Tom, i jego Błyskawica, natychmiast podskoczyła, wprost do jego dłoni.
- A teraz dosiądźcie mioteł i odepchnijcie się nogami od ziemi. Polećcie do przodu i wylądujcie.
Tom wykonał polecenie i po chwili unosił się w powietrzu. Pochylił się do przodu i nagle wystrzelił jak strzała. Wyhamował w ostatniej chwili, mało nie uderzając w mury zamku. Obejrzał się za siebie i zauważył, że jedna Krukonka, nie może opanować miotły w locie. Zawrócił i szybko poleciał w jej stronę. Okazało się, że to była Niki Brown. Do ziemi było dobre 12 stóp.
Tom poleciał najszybciej jak mógł w stronę Niki. Wyrównał lot, tak jak uczył go ojciec.
- Chwyć mnie za rękę! – krzyknął Tom. Jednak Niki była za bardzo przerażona i nie dotarły do niej słowa Toma.
Zawrócił i trzymając się miotły jedną ręką, podleciał do Niki od przodu.  Drugą ręką chwycił ją za rękę i powoli zaczął obniżać lot. Gdy wylądowali, Niki miała łzy w oczach.
- Dzięki Tom. Byłam pewna, że spadnę z miotły! – krzyknęła i pocałowała go na oczach całej klasy.
     Chwilę później na błonia przyszli profesor Flitwick i Madame Hooch
- Panie Sobieski! To było imponujące! – krzyknął profesor Flitwick– 50 punktów dla Ravenclawu za uratowanie panny Brown. 

- Filiusie. Myślę, że 50 punktów dla Ravenclawu, to za mała nagroda dla pana Sobieskiego. Dzięki niezwykłemu refleksowi, zasługuje na grę w reprezentacji Ravenclawu w quidditcha. – powiedziała Madame Hooch. – Będziesz wyśmienitym obrońcą Tom.
   I tak oto, Tom dostał kolejny prezent urodzinowy. Miał zostać obrońcą drużyny Ravenclawu. 

Dziedzictwo Mroku Rozdział 9

   Minęły dwa tygodnie od pierwszej lekcji Toma w Hogwarcie. Nadszedł jeden z najbardziej wyczekiwanych, przez niego dni – urodziny.
O wpół do ósmej, obudzili go Ben i wysoki brunet przy kości, którego imienia zapomniał. Zaśpiewali mu najpierw po angielsku „Happy Birthday”, a następnie łamaną polszczyzną „Sto lat”. Teraz Tom zrozumiał, dlaczego codziennie, przez ostatni tydzień, chodzili do gabinetu, jego babci.
Od Bena, dostał wyścigowy kask zespołu Williams, z podpisem Ayrtona Senny.
- W tym kasku, Ayrton Senna zdobył mistrzostwo świata w Formule 1, w 1991 roku. Tata mi go przekazał, jako prezent dla ciebie. – powiedział Ben.
Tom przyjął prezent od Bena i mu podziękował. Po tym podszedł do niego czarnowłosy chłopak, którego imienia zapomniał, chociaż od dwóch tygodni, dzielili to samo dormitorium.
- Część Tom. Mam dla ciebie aparat fotograficzny. Przy okazji. Jestem Sebastian Murphy. – po czym wręczył mu dobrze zapakowany magiczny aparat fotograficzny i kilka rolek kliszy.
Po opakowaniu prezentów, udali się na śniadanie do Wielkiej Sali.
Gdy tylko tam weszli, to do stołu Krukonów, podszedł Alan Palmer. Do Toma podszedł też James Green.
Alan wręczył Tomowi, pudełko, owinięte wstążką.
James wręczył Tomowi większe pudełko.
Tom zaczął od prezentu od Jamesa. Otworzył pudełko i jego oczom ukazał się... strój piłkarski Manchesteru United. Na koszulce z  numerem 7 na plecach i nazwiskiem Cantona, widniał autograf z dedykacją „Dla Toma Sobieskiego, spadkobiercy króla Jana III Eric Cantona”. Były też spodenki meczowe, piłka i zdjęcie całej drużyny z 1997 roku.
Tom zaniemówił z wrażenia. Dużo słyszał o tych piłkarzach, za czasów, gdy chodził jeszcze do mugolskiej szkoły.
     Następnie Tom otworzył prezent od Alana. W pudełku znajdowała się czapka pilotka.
- W tej czapce, mój dziadek ze strony mamy walczył w bitwie o Anglię. Był on Polakiem i walczył ramię w ramię z Janem Zumbachem w Dywizjonie 303. – powiedział Alan.
- Nie mogę go przyjąć. To twoja rodzinna pamiątka. – odpowiedział Tom.
- Jak dziadek dowiedział się, że chodzę do szkoły z potomkiem króla Jana III Sobieskiego, to kazał mi dać ci tą czapkę w prezencie.
- W takim razie nie mam wyjścia. Przyjmuję ją.
Po śniadaniu złożonego z owsianki i soku z dyni, udali się na teren szkoleniowy, na pierwszą lekcję latania na miotle.
Tom zabrał ze sobą, czapkę pilotkę i swoją miotłę Błyskawica. Jako, że przez ostatni rok, trenował latanie, pierwsza lekcja była dla niego formalnością.

Dziedzictwo Mroku - Rozdział 8

      Tom i Ben, udali się prosto do klasy Obrony Przed Czarną Magią.

Szczególnie Tom był ciekawy, jak w roli nauczyciela, wypadnie jego babcia.

Gdy weszli do klasy, ich oczom ukazał się ogromny szkielet smoka pod sufitem.

Po spiralnych schodach zeszła profesor Sobieski, a prywatnie babcia Toma.

- Nazywam się Dana Sobieski i od tego roku, będę Waszym nauczycielem Obrony Przed Czarną Magią. – przedstawiła się. – Musicie wiedzieć, że w obronie przed czarną magią, preferuję zajęcia praktyczne. Będziecie ćwiczyć zaklęcia, aż je w pełni opanujecie.

- Pani profesor. A czy nauczy nas pani różdżkarstwa? – zapytał James.

- To bardzo trudna sztuka. Ale jak chcecie, to po zajęciach zostańcie, to opowiem wam o tworzeniu różdżek. A kim jesteś młody człowieku?

- James Green, pani profesor. – odparł James.

- Wracając do lekcji. Nauczę was dzisiaj zaklęcia rozbrajającego. Dzięki niemu w kilka sekund pozbawicie różdżki swojego przeciwnika.

  Dopiero po chwili, Tom zauważył mechanicznego śmierciożercę, pod ścianą.

- Trenować to zaklęcie, będziecie na nim. – powiedziała profesor Sobieski, wskazując na magicznego robota. – Najpierw pokażę wam jaki gest, należy wykonać.

Po czym wykonała spiralny gest z późniejszym uniesieniem ręki.

- A teraz inkantacja. Expeliarmus! Powtórzcie. Expeliarmus!

- Expeliarmus! – powtórzyła chórem cała klasa.

- James. Ty pierwszy. – powiedziała profesor Sobieski. – Wyceluj w tego śmierciożercę i spróbuj mu zaklęciem wyrwać różdżkę z dłoni.

   James podszedł do manekina. Wycelował w niego różdżkę i machnął. Ręka mechanicznego śmierciożercy poszybowała w górę.

- Perfekcyjnie rzucone zaklęcie. Teraz pan, panie Williams. – powiedziała profesor Sobieski i wskazała na Bena.

- Expeliarmus! – krzyknął Ben, machnął różdżką i natychmiast rozbroił mechanicznego śmierciożercę.

- Tomo. Teraz ty. – powiedziała profesor Sobieski po polsku do swojego wnuka.

Tom podszedł do robota. Wycelował różdżką w niego. Machnął i krzyknął:

- Expeliarmus!

Jego różdżka przeleciała przez całą klasę i odbiła się od ściany, strzelając snopem iskier.

- Za szybko Tom. Za szybko machnąleś różdżką. – powiedziała profesor Sobieski po angielsku. – Pamiętajcie, żeby wykonywać gest wolniej. Bo inaczej sami się rozbroicie.

    Tom pobiegł przez całą salę w poszukiwaniu swojej różdżki. Znalazł ją pod biurkiem pięknej czarnowłosej dziewczyny z Ravenclawu o lekko okrągłej twarzy i zadartym nosie. Jestem Tom. Tom Sobieski. – przedstawił się.

- Nicole Brown. Możesz mi mówić Niki.

- Coś mi mówi to nazwisko... – wtrącił się Alan. – Czy jesteś spokrewniona z Lavender Brown?

- Tak. To moja kuzynka. Rok temu zabił ją wilkołak Fenrir Greyback. – odpowiedziała Nikki ze łzami w oczach.

- Przykro mi Nikki. Walczyła w Bitwie o Hogwart? – zapytał Tom.

- Tak. Pogryzł ją Greyback. Umarła dzień później. – odpowiedziała płacząc.

- Mój ojczym też zginął w tej bitwie. Przed ślubem z moją mamą, mieszkał w Hogsmeade. Był barmanem w Pubie pod Trzema Miotłami. Wzięli ślub w 1994 roku. Wtedy moja siostra Abigail, miała już rok.

- Mnie nie było w Wielkiej Brytanii, podczas bitwy. – wtrąciła profesor Sobieski. – W innym wypadku, na pewno bym walczyła za Hogwart. No to możemy wrócić do lekcji?

      Wszyscy się zgodzili. Tom wrócił do mechanicznego śmierciożercy i jeszcze raz wycelował różdżką w różdżkę kukły.

- Expeliarmus! – krzyknął, machnął różdżką i po chwili różdżka wystrzeliła ręki mechanicznego śmierciożercy.

- Pięknie Tom 10 punktów dla Ravenclawu. – powiedziała profesor Sobieski.

    Po godzinie lekcji, wszyscy poszli do Wielkiej Sali na obiad.


Dziedzictwo Mroku - Rozdział 7

    Tom siedział w Pokoju Wspólnym, razem z innymi Krukonami, ciągle myśląc, że będzie go uczyć babcia.
- Tom. Nad czym tak rozmyślasz? – zapytał Alan.
- Nad tym, że będzie nas uczyć moja babcia. Dawno się z nią nie widziałem. Mieszka w Polsce. Jest takie miasto, blisko Gór Świętokrzyskich. Znane z hutnictwa i fabryki samochodów ciężarowych. Ja tam nigdy nie byłem. Ale pojedziemy w wakacje. Tatę też zabieramy. To miasto nazywa się Starachowice.
Wieczór minął im dość szybko. Tom poszedł spać dość późno. Obudził go rano Ben.
- Tom. Wstawaj. Bo spóźnimy się na śniadanie.
Przebrał się szybko i złapał torbę, w której były przybory szkolne. Wbiegając po schodach, potknął się i przewrócił. Ostry ból przeszył jego ramię. Zaczął wrzeszczeć na dały pokój wspólny.
Natychmiast przybiegł prefekt naczelny.
- Przepuśćcie mnie! Zaprowadzę go do skrzydła szpitalnego! – krzyknął śniady uczeń. – Tom. Wstawaj. Musisz iść natychmiast do skrzydła szpitalnego. Pani Pomfrey musi ci wyleczyć rękę.
- Skąd znasz moje imię? – zapytał zamroczony Tom.
- Tom! To ja. Rolf Skamander! Spotkaliśmy się w księgarni Esy i Floresy na ulicy Pokątnej. Mój dziadek dał ci egzemplarz swojej książki „Fantastyczne Zwierzęta i jak je znaleźć”. – odparł prefekt.
Chwilę później Tom zemdlał, a Rolf wziął go na ręce i udał się z nim do skrzydła szpitalnego. Przekazał Toma, pod opiekę pani Pomfrey, po czym wrócił do swoich zajęć.
     Tom ocknął się po kilku minutach po wyleczeniu zaklęciem Episkey, jego ręki.
- Gdzie ja jestem? Co się stało? Kim pani jest? – zapytał Tom
- Poppy Pomfrey. Jestem pielęgniarką w Hogwarcie. Złamałeś rękę, biegnąc po schodach. A przynajmniej tak mówił Rolf Skamander. Jesteś w skrzydle szpitalnym. Za chwilę możesz iść na śniadanie.
    Tom chwilę później, udał się do Wielkiej Sali. Przy wejściu spotkał Rolfa.
- Witaj Tom. Widzę, że już z ręką wszystko w porządku. – powiedział prefekt.
- Zgadza się, Rolf. Pani Pomfrey, szybko ją wyleczyła.
- Idź na śniadanie, bo zjedzą wszytko co najlepsze. Dzisiaj polecam jajka na bekonie.
Tom wszedł do Wielkiej Sali, i natychmiast udał się do stołu Krukonów. Nałożył sobie jajka sadzone, bekon i tosty. Chwilę później przyszli Ben i czarnowłosy chłopak którego imienia nie pamiętał.
- Z ręką już w porządku? – zapytał Ben.
- W jak najlepszym. Pani Pomfrey szybko mi ją wyleczyła. Tylko nie zapamiętałem jaka jest inkantacja zaklęcia. – odparł Tom.
    Tom zjadł do końca jajka na bekonie i popił sokiem z dyni.
Następnie wszyscy udali się do klasy Obrony Przed Czarną Magią, gdzie miała odbyć się pierwsza lekcja z babcią Toma.

Dziedzictwo Mroku - Rozdział 6

    Tom, Ben i Alan, wrócili do swojego przedziału. Chwilę później przyszedł profesor Longbottom. I dał wszystkim czekoladę.
- Zjedzcie to. Pomoże wam. Czekolada poprawia nastrój po ataku dementora. Nauczył mnie tego jeden z Huncwotów – Remus Lupin. 
- A co się z nim stało? – zapytał Tom.
- Zginął w Bitwie o Hogwart, razem ze swoją żoną Nimfadorą. Mieli syna Teddy'ego. 
- A kim byli Huncwoci? – zapytał Alan.
Neville zaczął opowiadać historię grupy czterech przyjaciół z Gryffindoru. Na słuchaniu tej opowieści, spędzili resztę podróży. 
    Było już kompletnie ciemno, gdy pociąg zatrzymał się na stacji w Hogsmeade. Wszyscy uczniowie wyszli na peron, gdzie czekał już Rubeus Hagrid – gajowy, strażnik kluczy i nauczyciel Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami. 
- Piewszoroczniacy, proszę za mną. Reszta do powozów. – powiedział olbrzym. – Witaj Tom. Widzę, że dobrze się dogadujesz z Figonem. 
- On potrafi rozmawiać ze zwierzętami. – powiedział Alan. – Jestem Alan Palmer, profesorze Hagrid. 
- Miło mi cię poznać Alanie. A teraz szybko, bo uciekną wam łódki. – pospieszył ich Hagrid.
     Wszyscy trzej pobiegli na przystań, i weszli do ostatniej łodzi.  
W oknach Hogwartu paliły się światła. Jednak było widać zniszczenia po bitwie. Kilka wież, nadal nie zostało odbudowanych. Most nad jeziorem, nadal miał ubytki. 
Łodzie ruszyły po tafli jeziora. Płynęli około dziesięciu minut. 
Gdy w końcu dobili do przystani, Tom poczuł, że ogarnia go euforia. Nareszcie dotarł do Hogwartu. Nie mógł się doczekać, gdy zostanie przydzielony do jednego z czterech domów. 
Wysieli z łodzi i ruszyli schodami w górę, do Wielkiej Sali.
Gdy Tom wkroczył do sali wejściowej, zachwycił go ogrom zamku. Wszedł po schodach, z resztą pierwszoroczniaków. Na ich szczycie, przywitała ich profesor McGonagall.
- Witam was w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Za chwilę zostaniecie przydzieleni do jednego z czterech domów. Są nimi. Gryffindor, Ravenclaw, Hufflepuff i Slytherin. A teraz proszę za mną do Wielkiej Sali. 
Wszyscy poszli za dyrektorką. 
- Ustawcie się w kolejce. Będę wyczytywać każdego z osobna. Następnie siadacie na krześle, a ja zakładam na głowę, Tiarę Przydziału, a ona przydziela was do jednego z czterech domów. – powiedziała profesor McGonagall.
- Lat temu tysiąc żyło magów czworo.
Założyli tą szkołę by uczyć, czego się ludziom nie śniło.
Był Slytherin, który chciał nauczać tylko tych co są czystej krwi.
Na to Ravenclaw mówi, że weź tylko bystrych.
Gryffindor do nich powiedział, że nad to ceni odwagę.
Za to Hufflepuff powiedziała, że weźmie każdego. Że tolerancja, pracowitość i lojalność, są jak najbardziej w cenie.
Więc zaraz nadejdzie czas by mnie na włożyć na głowę. 
Więc teraz zakończę moją przemowę.
Zaśpiewała Tiara Przydziału i profesor McGonagall wzięła ją w ręce.
-  Alan Palmer. – wyczytała pierwszego ucznia.
Alan podszedł lekko przestraszony. Usiadł na krześle, a profesor McGonagall założyła mu tiarę na głowę.
- Hmmm. Masz serce czyste i pełne odwagi. Ale i nie brakuje ci intelektu i wielkiej ambicji. Jesteś też lojalny wobec przyjaciół i rodziny. Ale też potrafisz ciężko pracować. Gdzie by cię umieścić? – tiara zastanawiała się przez ponad trzy minuty. 
W końcu krzyknęła – Gryffindor!
- Benjamin Williams. – profesor McGonagall wyczytała kolejnego ucznia.
Ben podszedł do krzesła i usiadł na nim. A dyrektora założyła mu na głowę tiarę.  
W jego przypadku tiara nawet się nie zastanawiała i od razu krzyknęła – Ravenclaw!
- Peter White! – kolejny uczeń został wyczytany. 
Chłopak o włosach barwy miodu, usiadł na krześle. Dyrektora założyła mu na głowę tiarę.  
- Hmmm. Jest w tobie wiele odwagi. Ale jest też dużo brystrości umysłu, jak i pracowitości, lojalności i sprytu. Do którego domu cię przydzielić? – tiara rozmyślała już ponad pięć minut. – Gryffindor!
- Pierwszy raz od dwudziestu ośmiu lat mamy hatstalla. Tiara Przydziału miała duży problem, żeby cię przydzielić młodzieńcze. A teraz idź do stołu Gryfonów. – powiedziała profesor McGonagall.
W Wielkiej Sali rozbrzmiały rozmowy uczniów. Każdy rozmawiał, o tym co się właśnie stało.
- James Green. – profesor McGonagall wyczytała jeszcze jednego ucznia.
Toma bardzo zainteresowało kim on jest. Mimo, że nazwisko Green jest popularne w Anglii, równie jak Smith.
Do krzesła podszedł czarnowłosy chłopak o lekko zadartym nosie. Uwagę Toma, przykuły jednak jego oczy. Ciemnobrązowe, wchodzące w zieleń, z jasnymi obwódkami. Widział takie oczy, codziennie przez ostatni rok. Te oczy były zupełnie jak u jego ojca Iana. 
Chłopak usiadł na krześle, a profesor McGonagall, założyła mu Tiarę Przydziału.
- Hmmm. Kolejny Green. Doskonale wiem gdzie cię umieścić. – powiedziała. – Slytherin! 
Na chwilę spojrzenia Toma i Jamesa się spotkały. Mina Greena, diametralnie się zmieniła. Na jego twarzy pojawiło się kompletne zaskoczenie. Dopiero po chwili dołączył do Ślizgonów przy ich stole.
- Thomas Sobieski. – profesor McGonagall wyczytała Toma. 
Podszedł do krzesła. Miał nogi jak z waty. Usiadł wygodnie, a dyrektora założyła mu na głowę Tiarę Przydziału.
- Hmmm. To ciekawe. Jesteś pracowity, lojalny, a za razem bardzo ambitny. Masz też zadatki na wielkiego uczonego. – powiedziała tiara, po czym myślała bardzo długo.
Tom stracił poczucie czasu, siedząc na krześle z tiarą na głowie. Myślał, co się stanie, jeśli nie wybiorą go do żadnego domu. 
Wśród uczniów i nauczycieli rozległy się szepty. 
Profesor McGonagall podeszła do Toma, chcąc zdjąć Tiarę Przydziału i ją sprawdzić. Jednak dokładnie wtedy, ten stary kapelusz krzyknął - Ravenclaw!
Wszystko było jasne. Tom został Krukonem. Jednak zastanawiało go, dlaczego tiara, tak długo zastanawiałam się na jego przedziałem. 
- Mamy drugiego hatstalla! Tym razem, Tiara Przydziału przeszła samą siebie. Dwadzieścia minut! Mamy najdłużej oczekującego hatstalla w tym wieku. – krzyknęła profesor McGonagall. – Na pewno zostaniesz kimś wielkim. 
Tom dołączył do Bena Wiliamsa przy stole Ravenclawu.
      Po chwili do Toma podszedł, nie kto inny jak James Green.
- Cześć. Jestem James. James Green. Zauważyłem szlachetny, zielony błysk Greenów, w twoich oczach. 
- Ja jestem Tom Sobieski. Znam tylko rodzinę po stronie mamy. Wiem, że jesteśmy starym szlacheckim rodem. Jeden z moich przodków, był królem Polski. Jan III Sobieski. Pokonał Turków pod Wiedniem. Możliwe, że jesteśmy spokrewnieni.
- Na pewno jesteśmy. Mój ojciec Ian, opowiadał mi o tym jak się ukrywał i jak poznał twoją matkę. 
- A co z twoją matką? – zapytał Tom.
- Niestety nie miałem okazji jej poznać. Zmarła przy porodzie. 
- A dlaczego nie mieszkasz z ojcem? 
- Mieszkam u dziadków. W Manchesterze. Od zawsze tam mieszkam. Nawet kibicuję mugolskiej drużynie Manchester United. Przyjdźcie do nas na Boże Narodzenie. Rano wyślę sowę do babci.  – powiedział James.  - I mów mi Jim. W końcu jesteśmy braćmi. 
Obydwaj się roześmiali. Mimo, że trafili do domów, które nie darzą się sympatią, to widać było, że się polubili.
James wrócił na swoje miejsce przy stole Ślizgonów, a Tom zagadał do Bena.
- Ben. Nawet się nie spodziewałem, że spotkam tu swojego brata. Co prawda przyrodniego, ale brata.
- Ja mam młodszego o rok brata. Już w wieku trzech lat, wykazywał zdolności magiczne. Na pewno za rok dołączyli do nas. 
       Gdy Ceremonia Przydziału, dobiegła końca, przemówiła profesor McGonagall. 
- Półtora roku temu, zakończyła się Druga Wojna Czarodziejów. Wielu zginęło. Ale teraz mamy względny spokój. Musimy ten pokój utrzymać. Pragnę też wam przedstawić nowego nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią. Oto Dana Sobieski. Wspaniała czarownica z Polski, a także wytwórca różdżek. 
- Babcia?! Dlaczego nie mówiłaś, że masz tu pracować?! – krzyknął Tom po polsku, na całą Wielką Salę.